Pole pszenicy z krukami (niderl. Korenveld met kraaien ) – jeden z ostatnich obrazów namalowanych przez holenderskiego malarza Vincenta van Gogha . Wielu reprezentuje pogląd [1] , że jest to obraz ostatni, czy nawet malowany podczas ostatniego spaceru, kiedy Vincent postrzelił się, jak to przedstawiono w filmie Pasja życia .

VII. Z ŻYCIA CHOPINA. »Słabszy się czuję, nie mogę komponować, nie tyle dla braku chęci, ile dla fizycznych przeszkód, bo się tłukę co tydzień po innej gałęzi. A cóż mam robić? Zresztą oszczędza mi to trochę grosza na zimę«... Tak brzmiał wyjątek z listu Chopina do Grzymały, z d. 1 października 1848 r., kiedy artysta bawił w Szkocyi, w zamku lorda Stirling. Było to już po szeregu koncertów, z którymi wystąpił w Glasgowie, w Edimburgu i Manchester, a które, powiódłszy się znakomicie, przyniosły mu znaczny dochód. Niestety, były to ostatnie zarobione przezeń pieniądze. Gdy po upływie sześciu miesięcy, w marcu roku 1849, znalazł się z powrotem w Paryżu, gonił już resztkami, a że od chwili, gdy przyjechał, prawie ciągle musiał leżeć w łóżku, niezdolny ani do pracy kompozytorskiej, ani do dawania lekcyj, przyczem wydatki wciąż się zwiększały w miarę rozwijającej się choroby, więc doszło do tego niebawem, iż genialny twórca Mazurów i Polonezów ujrzał się bez grosza... Zaprzyjaźniony z nim serdecznie wiolonczelista Franchomme, na którego głowie spoczywała cała finansowa strona egzystencyi chorego, widząc pustki w kasie, nie znajdował innego sposobu wyjścia z tego krytycznego położenia, tylko naradzić się z gronem najbliższych znajomych i wielbicieli mistrza, co czynić? Należało skądciś dostać pieniędzy, Chopin bowiem, o ile nie wiedział, jak zaradzić temu bankructwu, o tyle denerwował się niem, tak, iż natychmiast czuł się gorzej. Skończyło się na tem, że się udano do panny Stirling, która, jako dawna uczennica Chopina, była tak zagorzałą jego wielbicielką, iż ją nawet posądzano o źle ukrywaną miłość ku niemu... Przed paru laty Chopin dedykował jej prześliczne dwa Nokturny, F-moll i Es-dur, a kiedy na początku roku zeszłego, po wybuchu rewolucyi lutowej, zdecydował się jechać do Anglii, to przyczyniły się do tego w znacznej mierze i namowy ze strony »Szkotek«, jak nazywał pannę Stirling i jej siostrę, panią Erskine. Była to osoba bogata nadzwyczaj, a że kult, jaki żywiła dla Chopina, był wiadomy powszechnie (wiedziano nawet, że Chopina często nudziły jej czułości i zbytnie zajmowanie jego osobą), nie wątpiono przeto, że dowiedziawszy się o kłopotach swego uwielbianego mistrza, nie omieszka mu przyjść z pomocą. Jakoż nie zawiodła pokładanego w niej zaufania: gdy jej powiedziano, jak rzeczy stoją, nie namyślając się ani chwili, ofiarowała franków, wyrażając gotowość ofiarowania więcej, jeśli tego tylko zajdzie potrzeba. O całem tem smutnem zaściu istnieje kilka wersyj, które warto poznać bliżej, bo nietylko opowiadają, jak romantyczną drogą doszły Chopina te pieniądze, lecz równocześnie rzucają ciekawe światło na ówczesny nastrój umysłów, dla nas dziś całkiem prawie niezrozumiały, a wielce dla epoki charakterystyczny. Pani Rubio, jedna z celniejszych uczennic Chopina, opowiadała historyę tę Niecksowi w następujący sposób. Pewnego dnia zjawił się u niej Franchomme, z oświadczeniem, że należy przedsięwziąć jakieś kroki, ażeby wystarać się o pieniądze dla Chopina, o czem dowiedziawszy się ona, zaproponowała poprosić o zasiłek bawiącą właśnie w Paryżu pannę Stirling, przybyłą tu umyślnie dla opiekowania się chorym artystą. Gdy Franchomme uznał pomysł ten za dobry, pani Rubio, jak zapewnia, udała się niezwłocznie do bogatej Szkotki, ta zaś usłyszawszy o kłopotliwem położeniu swego ulubieńca, przeraziła się w najwyższym stopniu, tłómacząc przybyłej, że nie dalej, jak kilka dni temu posłała Chopinowi, nic o tem nie mówiąc nikomu, franków. Posłała je w pakiecie, który dla niepoznania od kogo pochodził, kazała zaadresować w jakimś sklepie, a następnie, opieczętowawszy, poleciła wręczyć artyście. To był fakt; skoro Chopin do tej pory nic nie wiedział, ani wspominał o otrzymanej anonimowej przesyłce, dowodziło to tylko, że pieniądze gdzieś utkwiły po drodze. Ale gdzie?... Przedsięwzięto wszelkie możliwe starania, ażeby odnaleźć przepadłą zgubę, lecz szukano daremnie; pakiet zniknął, jak kamfora. Oczywiście, że to wywołało niemałą konsternacyę wśród przyjaciół Chopina. Gdy sobie łamano głowy, gdzie się pieniądze te podziać mogły, wpadł ktoś na oryginalny pomysł, ażeby zasięgnąć rady u słynnego medyumisty Aleksandra... Autorem tego pomysłu był, według pani Rubio, jakiś literat szkocki, znajomy czy krewny panny Stirling, nazwiska wszakże jego nie zapamiętała... Jakkolwiek niemało dałoby się powiedzieć o tej prawdziwie szkockiej propozycyi, to jednak, ponieważ wyczerpano wszelkie środki, zdecydowano się spróbować jeszcze i tego. A nuż się uda!... Nowoczesny czarownik, zapytany, gdzie szukać rzeczonego pakietu, oświadczył, że paczkę tę wraz z listem oddano żonie portyera, u której znajduje się dotychczas; iż on jednak, ażeby módz cośkolwiek bliższego powiedzieć w tym przedmiocie, koniecznie musi dostać choć kilka włosów z głowy podejrzanej odźwiernej; w przeciwnym razie nie jest w możności dać żadnych dokładnych informacyj. Zadanie było niełatwe, ale nie przedstawiało się znowu jako niemożliwe do spełnienia. Poprostu wypadało uciec się do podstępu!... Jakoż uknuto formalny spisek na głowę odźwiernej, a co najzabawniejsze, iż i Chopin, gdy go wtajemniczono w całą sprawę, nietylko dał się wciągnąć do tego niepowszedniego spisku, ale nawet, po długich naradach, w jaki sposób dałoby się podejść niczego niedomyślającą się kobietę, skoro zadecydowano, że najłatwiej by się dopięło celu, gdyby on był wykonawcą całego zamachu, nie cofnął się przed przyjęciem tej ryzykownej a trudnej roli. Ażeby się z niej godnie wywiązać, artysta poprosił portyerkę, ażeby mu wieczorem umyła nogi, co zresztą zdarzało się jej czynić już niejednokrotnie... Gdy przyszło do tej czynności, Chopin tak poprowadził rozmowę, że jakoś zgadało się o włosach wogóle, a po niejakim czasie o włosach madame la consierge w szczególności. W końcu, prawdopodobnie ku niemałemu zdziwieniu stróżki, artysta wyraził życzenie, że pragnąłby posiadać plecionkę z jej włosów... Madame la consierge, uważając to za jedno z tych dziwacznych zachceń, z któremi tak często spotyka się u ludzi chorych, i nie śmiąc sprzeciwić się podobnemu żądaniu, uczyniła mu zadość, choć pewno sobie pomyślała, że jednak temu panu Chopinowi coś się musiało pomięszać w inteligencyi... Ale nie o to chodziło, co sobie pomyśli pani portyerowa, lecz o jej włosy!... Gdy je zdobyto, zaraz nazazajutrz pospieszono z niemi do Aleksandra, ten zaś, przyjrzawszy się im, orzekł, że pieniądze znajdują się ukryte w zegarze ściennym, wiszącym w mieszkaniu portyera. Otrzymawszy tę informacyę, nie zwłócząc udano się do portyerki, która, zapytana o taki to a taki pakiecik, niedawno przysłany do pana Chopina, w pierwszej chwili zbladła, jak kreda, poczem, wyciągnąwszy z za zegara żądaną kopertę, zaczęła się tłómaczyć, iż ją na razie zapomniała oddać, później zaś, gdy sobie przypomniała o niej, wstydziła się przyznać, że powierzoną sobie rzecz tak długo przetrzymała w swojem mieszkaniu... Gdy rozwinięto pakiet, okazało się, że nie brakło ani franka. Mimo to, wszystkim nasunęło się podejrzenie, że madame la consierge, spodziewając się rychłej śmierci Chopina, a domyślając się, że w paczce są pieniądze, schowała ją umyślnie, ażeby sobie w odpowiedniej chwili przywłaszczyć jej zawartość...« Nieco odmiennie opowiada o przebiegu całej tej sprawy pani Audley w swej francuskiej książce o Chopinie. Według niej rzecz miała się tak: Jednemu z najbardziej zaufanych przyjaciół Chopina (Franchomme'owi) zdarzyło się raz rozmawiać z panną Stirling o kłopotach finansowych twórcy Nokturnów, na co wspaniałomyślna Angielka prosiła go o przyjęcie franków oraz o możliwie delikatny sposób wręczenia ich choremu. Życzeniu jej stało się zadość o tyle, że pieniądze, złożone w papierowej kopercie, oddano odźwiernej Chopina, z poleceniem, by list ten oddała adresatowi. Dla przyjaciół mistrza, współczujących jego przykremu położeniu, było to piękne znalezienie się panny Stirling, jakby promieniem słońca, rozjaśniającym ponure ciemności; szczególniej zaś mógł się z tego cieszyć Franchomme, czuwający nad kasą swego genialnego kolegi. To też nie trudno wyobrazić sobie jego zdziwienie, gdy w kilka dni po tem wszystkiem usłyszał nowe skargi z ust Chopina, który dobierając szczególnie cierpkich wyrażeń, użalał się na swoją nędzę. Franchomme, wiedząc o hojnym zasiłku panny Stirling, nie mógł zrazu wyjść z osłupienia, gdy jednak Chopin wciąż obstawał przy swojem, zaczęło go to w końcu niecierpliwić. Czując, że tu na dnie wszystkiego leży bezwarunkowo jakaś mistyfikacya, rzekł trochę podrażniony już tą rozmową: — Ależ, mój drogi, zdaje mi się, że chyba nie masz powodu troskać się zbytnio o swoją przyszłość. Chodzi tylko o całkowite odzyskanie zdrowia, a tego możesz oczekiwać z całym spokojem, mając pieniądze. — Co? Ja mam pieniądze? wykrzyknął Chopin urażony. Jestem bez grosza! — Jakto? A te franków, któreś otrzymał niedawno? — Dwadzieścia pięć tysięcy franków?!! Gdzież one są? Kto mi je miał przysłać? Nie otrzymałem w tych czasach ani jednego sou. — No, wiesz, tego to już trochę za wiele! Po takiej wymianie zdań, dość nieprzyjemnej dla obu przyjaciół, gdy nareszcie Franchomme opowiedział Chopinowi o owych franków od panny Stirling, i gdy się okazało, że Chopinowi nie dostarczono ostatnimi dniami żadnego listu z pieniędzmi, nie pozostawało nic innego, tylko szukać... Kwota była zbyt znaczna, aby dopuścić jej stratę. Jakoż zabrano się do dzieła. Po zbadaniu wszystkich okoliczności, towarzyszących wysłaniu owego listu z pieniędzmi, jeden fakt nie ulegał najmniejszemu zaprzeczeniu, że zapieczętowane pieniądze oddano odźwiernej, że je miała doręczyć Chopinowi, że ich jednak nie doręczyła. A zatem musiały znajdować się u niej... Chodziło o to tylko, w jaki sposób przekonać się o prawdziwości tego przypuszczenia, by jednocześnie nie obudzić czujności w stronie posądzonej. Ktoś wpadł na pomysł, by zapytać o radę w tym względzie słynnego podówczas w Paryżu medyumisty Alexisa. Ale i tu natrafiono na szkopół: na to bowiem, by z Alexisa coś wydostać, należało go z daną osobą wprowadzić w pośrednią lub bezpośrednią styczność, co w danej sytuacyi nie było wcale łatwem. Lecz zaradzono i temu. Ponieważ chodziło o portyerkę, więc za pomocą zręcznego podstępu wydostano od niej chustkę, którą zwykle nosiła na szyi, i chustkę tę zaniesiono medyumiście. Ten, wziąwszy ją do ręki, odrazu dał żądane objaśnienie, mówiąc, że poszukiwane franków znajdują się za lustrem w mieszkaniu portyera. Po zasiągnięciu tej informacyi, osoba, która list była doręczyła odźwiernej, niezwłocznie udała się do niej, oświadczając, że listu, o którego oddanie Chopinowi prosiła niedawno, artysta nie otrzymał dotąd... Czemu? Na to portyerka wyjęła z za zegara żądaną paczkę, i oddając ją, rzekła z najzimniejszą krwią: — Eh bien, la v' la, vot lettre! Poprostu, zatknąwszy paczkę za zegarem, ażeby ją przy pierwszej sposobności zanieść na górę, zapomniała o niej na śmierć... Gdy wreszcie pieniądze doszły do rąk Chopina, zawahał się z przyjęciem tak znacznej sumy. Według twierdzenia pani Rubio, zatrzymał tylko franków, resztę zaś zwrócił swej hojnej przyjaciółce. Franchomme jednak, który w danym wypadku musiał być z natury rzeczy najlepiej powiadomionym, utrzymuje z całą stanowczością, że Chopin zatrzymał franków, co jest o tyle prawdopodobniejsze, że przy wysokiej stopie, na jakiej wielki pianista żyć był przyzwyczajony, drobna stosunkowo suma franków starczyłaby na bardzo niedługo. Nie należy zapominać, że artysta trzymał obszerne mieszkanie na pierwszem piętrze, że, jakkolwiek chory i często zmuszony leżeć w łóżku, prowadził dom otwarty, przyjmując liczne grono znajomych, że do stołu prawie nigdy nie zasiadał sam, że prócz służącego miał przy sobie od niejakiego czasu »gardmaladę«, że pozostawał pod opieką pierwszych powag lekarskich, że na spacer do lasku Bulońskiego nie wyjeżdżał nigdy inaczej, tylko powozem, i t. d., i t. d. Uwzględniwszy to wszystko, łatwiej się wierzy Franchomme'owi, niż pani Rubio. Kiedy panna Stirling zdecydowała się wesprzeć Chopina franków, to tylko dała tem dowód, że znała doskonale jego potrzeby... Nadmienić wypada, że i co do wielkości ofiarowanej mu sumy nie wszystkie relacye są z sobą w zgodzie. I tak np. Karol Gavard (który wogóle jest jednem z najwiarogodniejszych źródeł odnośnie do Chopina) powiada, że mu ofiarowano nie lecz tylko franków.
Wypada z rąk Wypada z rąk Poranek zimny spuszcza psy Każe iść w popiół, każe iść w dym I mówi milcz, mówi milcz Mam tysiąc powodów By powiedzieć dosyć Przytul, poskramiaj Przyjmuj moje ciosy Mam tysiąc powodów By powiedzieć dosyć Przytul, poskramiaj Przyjmuj moje ciosy Schowaj, obroń, ratuj mnie Nie pytaj czy chcę

Anna GaszUniwersytet Śląski Codzienność widziana przez optykę wartości Esej na konkurs "Codzienność wartości - wartość codzienności" Kilka chwil zasłuchania w szum lasu, obecności, refleksji nad tajemnicą swej tożsamości, wczucie w tożsamość drugiego, zwyczajna autentyczność, przynoszą chwile zatrzymania, jednocześnie wprowadzając człowieka ogarniętego codziennością w przestrzeń pytań o to kim jest człowiek, o sens ludzkiego życia i jego wartość, tak by o codzienności nie zapomnieć, a wzbogacić ją o doświadczenie prawdy, piękna, dobra. W zgiełku ulicznych problemów, spraw załatwianych i tych jeszcze do załatwienia, rozmaitych dążeniach, o ściśle określonych celach i tych, w których sformułowanie celu jest nieistotne, spowszedniało już pytanie: "Gdzie w tym wszystkim człowiek?", "jak wygląda nasza codzienność?" Człowiek żyjący w czasach współczesnych to bardzo często człowiek zagoniony, znerwicowany, zmęczony. Perspektywa etycznego wymiaru naszego życia zostaje sprowadzona nierzadko do tego, czym zajmujemy się w czasie wolnym od zajęć, konkretne zachowania moralne zaś obowiązują o tyle o ile są wymagane. W namyśle nad etycznymi i humanistycznymi zagadnieniami, z jakimi mierzy się bądź zmierzyć winien człowiek, pragnę w impresyjnym szkicu zastanowić się nie tyle nad tym, ile współcześnie poświęca czasu na własne samodoskonalenie na gruncie moralności, a raczej, jak przestrzeń etyczności wpleść w codzienność, w której uczestniczymy, a nie jej przeciwstawić. Na kanwie zimowej lektury "Kłopotu z istnieniem", autorstwa Henryka Elzenberga oraz zamyśleniu nad Nietzscheańską troską o człowieka powstały niniejsze spostrzeżenia. O wartościach słów kilka "Dla mnie istotne jest inne znaczenie wyrazu "wartość". Nie zdolność zaspokajania interesów, ale pewna >godność, szlachetność, szacownośćswego bytu i dobrobytusię żyjetak a tak się postępujeco prawda się umiera<, ale nie dotyczy to osobiście nikogo"[12]. Spróbować przetrwać, nie zwariować ale i nie zagubić się w wygodnej obojętności pozbawionej zadumy egzystencji. W pośpiesznym zakupowym szybowaniu, między pracą, domowymi porządkami, snem, znaleźć czas na delektowanie się rozmową, by nie tylko przeżywać życie, ale także je smakować, w pogoni za odjeżdżającym autobusem spojrzeć w niebo po prostu... Dramatyczna wspaniałość życia [13] . Twórcza codzienność"Dzieło sztuki to symfonia grana na naszych najdelikatniejszych uczuciach (...) Magiczny dotyk piękna budzi tajemne struny naszej istoty - drżąc i dygocąc odpowiadamy na wołanie. Dusza rozmawia z duszą. Słuchamy niewypowiedzianego, spoglądamy na niewidzialne (...) Dawno zapomniane wspomnienia powracają, nabierając nowego znaczenia. Nadzieja przytłumiona strachem, tęsknota, której się wypieramy - stają przed nami w nowym blasku"[14]. Codzienność kojarzy nam się dziś bardzo pejoratywnie. Ciąży człowiekowi jak wciąż na nowo wtaczany przez Syzyfa kamień. Zrutynizowane życie, choć ustabilizowane, to zmęczone i pozbawione radości. Żyjemy, ale jakby od niechcenia, przytłoczeni tym wszystkim, co na co dzień musimy (chcemy) robić. Co gorsza, często nie wiemy dlaczego tak się dzieje. Od świtu do nocy zapewniamy sobie coraz lepsze warunki życia, ale nie mamy już czasu żeby żyć[15]. Najgorsze zdaje się być to, że nie ma reguł. Czy człowiek współcześnie przeżywa kryzys? Być może... Jednakże pojęcie "kryzysu" często staje się po prostu pojęciem wykorzystywanym dla usprawiedliwienia dewaluacji życia, rezygnacji z życia świadomego wspartego o aksjologiczny fundament. Co znaczy być człowiekiem autentycznym, w świecie jakich wartości pragnę żyć, jakie są moje odczucia? Szukając odpowiedzi na te pytania zrodziła się we mnie refleksja o tym, co powoduje, że wszelkie nasze dążenia, wybory czy poglądy są w istocie nasze, a więc pozwalają żyć u źródeł sensu. Autentyczność jako fundament Niepokojąco aktualne zdaje się spostrzeżenie Nietzschego, że "zainteresowanie prawdą znika, w miarę, jak prawda zapewnia mniej przyjemności"[16]. Dlaczego niepokojące? Kiedy znika zainteresowanie prawdą, rozumianą jako poszukiwanie własnej tożsamości, zanika wszelka możliwość mówienia o człowieku i rozumienia człowieka, zanika możliwość życia autentycznego. Paradoksalnie, prawdziwość nauki daje się dziś coraz to precyzyjniej dookreślić. Rozwojowi dziedzin naukowych towarzyszy jednak regres człowieczeństwa wobec którego życie codzienne staje się pustym, pozbawionym sensu tworem. "Duch wolny, duch wyzwolony, który na nowo posiadł samego siebie"[17]. Człowiek autentyczny, to człowiek, który poszukuje prawdy. Teologia fundamentalna powie o człowieku; homo absconditus, jednocześnie wskazując na życie jako dochodzenie do pełnego zrozumienia własnej tożsamości. Swoisty związek tajemnicy i poznania wskazuje na poszczególne wydarzenia życia codziennego, jako sensotwórcze ślady ogromu niedostępnej człowiekowi całości. "Nigdy nadaremnie nie będziesz się piął w górach prawdy: albo już dziś dosięgniesz wyższego stopnia, albo wyćwiczyłeś swe siły, żeby jutro stanąć wyżej"[18]. Słuszny jest zarzut, że pełnia prawdy pozostaje przed człowiekiem zakryta. Ową zakrytość należy uznać także względem nas samych. Tajemnica jednakże nie wyklucza, a umożliwia jej odkrywanie, poznawanie i zgłębianie. Dlatego też "dążenie ludzkie do prawdy wydaje się czymś, co wynika z samej naszej natury"[19], a to co w tymże poszukiwaniu jest punktem wyjścia to zrozumienie, kim jestem, odnalezienie autentyczności własnego istnienia. Być może warto więc zastanowić się, gdzie w tym wszystkim co robimy na co dzień jesteśmy, czy w jakimś stopniu nasza zewnętrzność jest wyrazem postawy autentycznej, odzwierciedlającej naszą niepowtarzalną osobowość? Świat wartości - w poszukiwaniu sensu codzienności "Wiele jest dróg, którymi człowiek może zmierzać do lepszego poznania prawdy, a przez to czynić swoje życie coraz bardziej ludzkim"[20]. Stawać się coraz bardziej ludzkim, to stawać się coraz bardziej autentycznym wobec siebie i drugiego. Postawa otwartości i prawdziwości stanowi podstawę dla dostrzeżenia sensu i twórczego odnalezienia w tym wszystkim, co składa się na naszą codzienność, wymiaru niecodziennego, a więc pozwala zrozumieć niepowtarzalną wartość czynności, wytworów, relacji na które składa się nasza codzienność i ważności etycznego tychże ugruntowania. "Sens potrzebuje pomostów. Przychodzi poprzez doświadczenie spotkania. Potrzebuje ludzkich relacji, żeby przyjść (...) Sens od początku był więzią. A więź jest nośnikiem sensu"[21]. Miejscem epifanii sensu jest dla człowieka świat mu najbliższy, zmagania życia, oczekiwanie na spotkanie z przyjacielem, ukochanym, powrót do domu, ale także dziewięć godzin pracy, w której wypełnia jak najrzetelniej przydzielone obowiązki czy odprowadzenie zmarłego towarzysza życia na miejsce jego pochówku. Wszędzie tam gdzie jest człowiek, jest możliwość uczłowieczenia rzeczywistości, w której żyje w podmiotowej postawie bycia dla. I nie tyle chodzi o to by dojść do ładu ze wszystkim za wszelką cenę, ale aby w tym właśnie fragmencie życia smakować, w autentycznym, pełnym pasji dotyku odczuwać jego wartość i znaczenie bądź w sytuacji odwrotnej nie nadawać mu jej jeśli jest 'stratą czasu' przybraną w pozorną ważność, pozorny sens, usprawiedliwiający ich rzeczywistą iluzoryczność. Warto bowiem zauważyć, że panuje dziś pewna obsesja sensu, "wszystko musi mieć sens i być absolutnie użyteczne dla celów absolutnie obsesyjnych działań"[22]. Czy jednakże nie na zbyt wiele w tym zbiorowości, a zbyt mało konkretnej, zwyczajnej proegzystencji człowieka? "Współczesny powszechnie spotykany typ człowieka to człowiek w pośpiechu (...), który jest więźniem konieczności, który nie umie zrozumieć, że jakaś rzecz być może nie jest użyteczna; nie rozumie on również, że tak naprawdę, to właśnie sprawy użyteczne mogą być bezużytecznym i wyczerpującym do cna ciężarem"[23]. W świecie splątanych antynomii, stajemy wobec wyzwania przerwania zaklętego kręgu rozpowszechniającej się bezosobowości, abstrakcyjnej siły zbiorowości i pogoni za tym co wciąż nienadeszłe. Tworząc codzienność wartościową i wartą przeżywania tworzymy siebie i wspólnotę autentycznego człowieczeństwa. Impresje końcowe "Nie można popaść w obsesję"[24]. Nasza codzienność jest miejscem, w którym tworzymy własne człowieczeństwo, decydujemy o tym, co się dokonuje, a więc o tym, jak to, co nazywamy "codziennością" wygląda. Może zamiast mówić o kryzysie, potrzeba przypomnieć sobie i innym, że świat, w którym żyjemy jest światem, w którym wydarza się nasze życie, jego rzeczywisty wymiar miejsce realizacji ideałów, płaszczyzna w której odkrywamy kim jesteśmy. Zamierzeniem mym nie było rozstrzygnięcie podjętych w niniejszym eseju problemów. Poprzestałam na zanotowaniu kilku spostrzeżeń, które być może pozwolą czytelnikowi zatrzymać się na moment i spróbować zastanowić się nad tym jak wygląda nasza codzienność, a jak powinna wyglądać? [1]H. Elzenberg, Pisma Aksjologiczne, Lublin 2002, s. 309. [2]M. Tyl, Pesymizm konserwatyzm wartości. O filozofii Henryka Elzenberga, Katowice 2001, s. 170. [3]J. Filek, Filozofia jako etyka. Eseje filozoficzno- etyczne, Kraków 2001, s. 14. [4]Ibidem, s. 12. [5]A. Gruszka, Zgarbiony ciężarem myśli. Wybór poezji, Katowice 1998, s. 23. [6]Por. M. Tyl, Pesymizm konserwatyzm wartości. O filozofii Henryka Elzenberga., dz. cyt., s. 9. [7]F. Nietzsche, Niewczesne rozważania, Kraków 2003, s. 153. [8]M. Tyl, Pesymizm konserwatyzm wartości. O filozofii Henryka Elzenberga., s. 9. [9]T. Gadacz, O umiejętności życia, dz. cyt., s. 76. [10]Ibidem, s. 14-15. [11]E. Fromm, O sztuce miłości, przeł. A Bogdański, Warszawa 1992, s. 76, w: T. Gadacz, O umiejętności życia, dz. cyt., s. 108. [12]T. Gadacz, O umiejętności życia, dz. cyt., s. 108. [13]H. Elzenberg, Kłopot z istnieniem. Aforyzmy w porządku czasu, Toruń 2002, [14]O. Kakuzo, Księga herbaty, Kraków, s. 83. [15]Por. T. Gadacz, O umiejętności życia, dz. cyt., s. 20. [16]F. Nietzsche, Ludzkie arcyludzkie, Tłum. L. Staff, Kraków 2003, s. 158. [17]F. Nietzsche, Ecce homo. Jak się staje- Kim się jest, Tłum. L. Staff, , Kraków 2003, s. 48. [18]F. Nietzsche, Wędrowiec i jego cień, Kraków 2003, s. 119. [19]J. Zawieyski, Owoc czasu swego, dz. cyt. 7. [20]Jan Paweł II, Fides et ratio, Wrocław 1998, s. 5. [21]K. Grzywocz, Na początku był sens. Z ks. Krzysztofem Grzywoczem rozmawia Krystyna Jabłońska; "Więź" nr 8-9 (538-539), 2003, s. 50. [22]T. Merton, W natarciu na niewypowiadalne, Bydgoszcz 1997, s. 33. [23]Ibidem, s. 33. [24]Ibidem, s. 43. do góry

A propopo biografii… Himilsbach, tak jak traktował swoje własne życie, tak na twórczość literacką patrzy z przymrużeniem oka. Choć lata temu ogłoszono „śmierć autora”, czytając opowiadania, nie sposób nie zauważyć licznych zbieżności fabularnych z wydarzeniami z życia pisarza. Jak widoki zza pociągu szyb Zlewam się w jeden ciąg To co wczoraj, z tym od czego minął rok Mijam setki jednakowych miast Tuzin takich samych plaż Gdzie mam wysiąść, żeby wreszcie zostać sam? Więcej pytań, odpowiedzi mniej W rytmie kół pływa las Jadę szybciej, ale ciągle nie na czas Choć dosiadasz się na parę chwil Żeby zostać cały dzień Choć się kurczy przedział oddalamy się Kłamię pamięć, oszukuję słuch Mrużę oczy, syczy stal Tyle ma kierunków, wszystko widać wspak Przepalają się żarówki gwiazd Wciąga nas tunelu zmrok Po omacku szukam skraju twoich rąk Czemu wszystko, co nieważne trwa A ważniejsze kończy się Czemu kiedy proszę otwórz krzyczysz "Nie" Czemu wszystko, co nieważne trwa A ważniejsze kończy się Czemu kiedy proszę otwórz krzyczysz "Nie"
tyle słońca - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk.
UWODZENIE SŁOWAMI czyli komunikacja werbalna Jezeli dotychczas siedziałeś na randce i pociłeś się w stylu „o czym tu dalej mówić??”. Jeżeli dotychczas dziewczyny nie chciały się umówić po raz drugi. To gdzieś tkwił problem w tym co im mówisz. Komunikacja werbalna (słowami) to jeden z filarów nowoczesnego uwodzenia. Dobrze wiesz, że „dobry bajer nie jest zły” 😉 Ci którzy mają wiele kobiet potrafią z nimi rozmawiać w pewien szczególny sposób. Oto dokładnie czego możesz się nauczyć z mojego szkolenia: – poznasz 18 moich własnych historii przekazujących wyższą wartość (DHV), na tej podstawie nauczysz się jak tworzyć swoje historie do uwodzicielskiej rozmowy z kobietą, – poznasz 5 moich specjalnych historii jak pokazywać kobiecie swoją unikalność, żeby była oczarowana Twoją wyjątkowością, – poznasz moje autorskie i nigdzie nie publikowane patenty na to, żeby to kobieta się starała podtrzymać rozmowę, – przestaną byc dla Ciebie problemem sytuacje, gdy zapada „martwa cisza” ponieważ będziesz wiedział jak wznawiać i sterować rozmową dzięki kilku prostym trickom – dostaniesz rozpiskę wszystkich moich tekstów, zagrywek, zabawnych ripost, które używam do flirtu z kobietą i będziesz tym zaskoczony jak to jest skuteczne, – otrzymasz praktyczne wskazówki, co i w jakim momencie mówić do kobiety, żeby za każdym razem pociągać ją bardziej, to jest tak proste, a prawie nikt o tym nie wie, – nigdy więcej już nie będziesz miał „pustki” w głowie, bo na każdy moment rozmowy z kobietą dostaniesz moje sprawdzone sposoby, proste i gotowe do wykorzystania na już lub do modyfikacji, – dokonam selekcji i tuningu (poprawy) Twoich własnych historii, nauczysz się je opowiadać w nowy ekscytujący dla kobiety sposób, – pokażę Ci 2 tricki jak możesz zaadoptować czyjeś teksty i historie, aby opowiadać go tak jakby był Twój (tak wiem, że to podstępne, lecz chodzi o to żebyś był skuteczny), – zrozumiesz jakie popełniałeś błędy w tym co mówiłeś (komunikacja werbalna), które sprawiały, że dziewczyna przestawała być Tobą zainteresowana!! – nauczysz się jak opowiadać historie, żeby kobieta chłonęła je jak gąbka, no i żeby to nie wyglądało „sztucznie” – nauczę Cię tego co mówić, żeby kobieta nie miała żadnych oporów przed i wiele innych tajników rozmowy z kobietą, Jeżeli będziesz miał absolutnie JAKIEKOLWIEK pytania z tej dziedziny – DOSTANIESZ na nie odpowiedź. Na 100%. Komunikacja werbalna i jej sekrety stoją przed Tobą otworem. Oszczędzisz Sobie Wiele Lat Trudu i Porażek, Aby Nauczyć się Co Dokładnie Mówić Kobiecie… Nigdzie w Polsce obecnie nie znajdziesz czegoś podobnego! Wiem jak nauczyć Ciebie poprawnego opowiadania historii, rutyn, itp., bo uczyłem się tego do najlepszych na świecie. Konsultowałem moje historie z Futurem, Tenmagnetem (Love Systems), dzięki temu przez jeden dzień nauczysz się sprawdzonego materiału (ich i mojego), który da Ci nowe sukcesy z kobietami. Wszystko jest tak zaplanowane, abyś na moich przykładach z życia nauczył się jak rozpoczynać, prowadzić i kończyć interakcję z kobietą, Jedni będą narzekać, że to jest nienaturalne, manipulacyjne albo sztuczne… a Ty w tym czasie będziesz cieszył się towarzystwem kobiet. Dostaniesz ode mnie konkretny i przetestowany materiał do rozmowy zamiast enigmatycznej „wibracji” (to na innym szkoleniu). Uwaga!! Szkolenie to odbyło się w styczniu 2011. Nagranie AUDIO z niego dostępne jest TUTAJ: Oto wrazenia uczestników poprzednich coachingów : „Szkolenie z rutyn bardzo mnie zaskoczyło oczywiście pozytywnie, Marcin cierpliwie odpowiadał na wszelkie pytania, praktycznie wiele rzeczy mi się rozjaśniło po tym szkoleniu 🙂 Adept bardzo wnikliwie oceniał przygotowane przez nas historie i poprawiał wszystkie nawet drobne błędy, co mi sie spodobało. A historie które dostaliśmy jako gotowce, przetestowałem wczoraj (kilka z nich) i jestem bardzo zaskoczony, bo wyglądało to prawie jak hipnoza na dziewczynie, nie spodziewałem się aż takiego efektu. Troszkę trzeba wykuć po tym szkoleniu, ale moim zdaniem warto. Co do korekty moich historii, dzięki wielkie, bardzo wiele mnie to nauczyło, myślałem że one są w miare ok, a widze ze popełniałem katastroficzne błedy.” Andrzej „co do samego szkolenia: miłe zaskoczenie. Dostałem tyle rutyn, historii, projekcji i innych przydatnych tekstów, że aby to wszystko opanować będę potrzebował jeszcze duuuużo czasu. Z uwagi na moją długą przerwę w grze uważałem, że każdy materiał mi się przyda, natomiast to co dostałem zwróciło mi uwagę na to, że „jechałem” w zupełnie innym kierunku. Dlaczego ja mam ganiać za pannami i być namolnym, natrętnym (niepotrzebne skreślić) skoro mogę sprawić, że to ona potrzebuję mnie, że to właśnie kobieta będzie się starać o moje względy. Totalne odwrócenie ról. To mi się podoba :)No i ten kop, który otrzymałem kiedyś, działa nawet teraz„ Smaq _ „Adept, chciałem Ci napisać na bieżąco, że po szkoleniu z tekstami po prostu jestem zadowolony. Muszę przyznać, że wahałem się trochę wydać jakąkolwiek kasę na szkolenie z tego, co mówić kobietom, jak opowiadać i co przekazywać w historyjkach/opowieściach i tak dalej, bo uważałem, że całkiem nieźle mi to wychodzi. Miałem nawet na to dowody w postaci numerów telefonów przechwyconych na polu boju, tudzież innych akcji. Ponieważ mam już parę miesięcy „stażu” i pewne rzeczy zdarza mi się powtarzać w różnych opowieściach tu i tam, to i trochę oceny przez eksperta nie zaszkodzi – tak sobie pomyślałem i dlatego przyszedłem i… muszę przyznać, że dostałem naprawdę duuuuużo więcej, niż się spodziewałem. Spodziewałem się bowiem drobnych poprawek, delikatnych sugestii, paru ciekawych tekstów lub historyjek, które może będą do mnie pasowały, a może nie. A tu proszę – zapisałem chyba ze 20 stron maszynopisu! Super spodobały mi się jajcarskie teksty, które dorzucałeś nam do historyjek. Ubaw po pachy i teraz mam swoje materiał „stuningowane przez Adepta” plus tyle dodatkowych wariackich tekstów, że się nie mogę doczekać weekendu, kiedy z tym towarem pojawię się na mieście 😉 Napiszę jak poszło, tylko najpierw muszę to ułożyć w głowie i się po prostu nauczyć… Dotychczas bardzo rzadko czegokolwiek się uczyłem na pamięć, za cholerę nie mogę nauczyć się jakiś patternów, większość z nich do mnie słabo pasuje i tyle. Ale co innego nauczyć się swoich tekstów w wersji „podrasowanej” przez Adepta 🙂 Muszę przyznać, że naprawdę widać, że spędziłeś w cholerę czasu testując różne opcje w terenie. Dzięki i szacun za fajny pomysł na szkolenie i za umiejętne przekazanie tematu. Pozdrawiam. Roberto” Uwodzenie słowami czyli uwodzicielska komunikacja werbalna.

Mówiąc na przykład „Trudno mi poradzić sobie z tą samotnością”, „Czuje się fatalnie, ale wiem, że nie zawsze tak będzie” lub „To prawda, potrzebuje więcej miłości”. 2. Prowadź dziennik. W oswojeniu pustki i zredukowaniu związanego z nią stresu, pomoże ci także prowadzenie własnego dziennika. Poświęć około 20

fot. Adobe Stock, Pixel-Shot Moje życie nie było łatwe. Dużo czasu spędziłem w domu dziecka, bo tam oddała mnie moja „kochana” mamusia. Pogodziłem się z tym po latach, ale rana w sercu została. I nagle, tuż przed świętami, coś takiego! Ale okazało się, że moja żona ma więcej rozumu niż ja. I może będzie dobrze? Po prostu nie mogłem w to uwierzyć! Stałem jak kołek, z rozdziawionymi ustami i tępym wzrokiem wpatrywałem się w listonosza. – Złe wieści? – pokiwał głową domyślnie starszy mężczyzna. – Niestety, teraz to coraz częstsze. Tylko w filmach doręczyciele przynoszą telegramy z informacją o spadku od dawno zmarłej krewnej. W prawdziwym życiu – machnął ręką. – Ech, szkoda gadać… Głównie kłopoty. – Jak można być tak bezczelnym? – wycedziłem. – Po tylu latach! Moje życie nie było łatwe. Miałem 3 lata, kiedy trafiłem do domu dziecka. I nie dlatego, że moi rodzice zginęli w wypadku i nikt z krewnych nie mógł się mną zająć. Znalazłem się w „bidulu”, bo rodzona matka zwyczajnie mnie tam oddała. Z opowieści babci wiem, że mieszkaliśmy w kamienicy na obrzeżach. Często było głodno i chłodno. Matka pracowała jako dozorczyni, ale większość marnej wypłaty i tak zwykle przepijała, a do domu sprowadzała kolejnych wujków. Oczywiście nie mogę tego pamiętać, ale mogę sobie wyobrazić, jak wyglądałem, bo już jako nastolatek trafiłem na ślady policyjnych akt z tamtej nocy. Napisali tam: „Skrajnie zabiedzony chłopiec w wieku około 2 lat”. Skrajnie zabiedzony. Skoro policjanci, którzy przecież niejedno w życiu widzieli, tak napisali, to musiało być ze mną naprawdę źle. I do tego ten wiek. „W wieku około 2 lat”. Tamtej nocy miałem dokładnie 3,5 roku Matka wyszła ze mną w nocy do sklepu monopolowego. Oczywiście była już pijana, jak to zwykle z nią bywało, ale widocznie chciała się jeszcze doprawić, skoro w środku nocy wyszła z domu, do tego ciągnąc za rękę małego chłopca. Podobno się wyrywałem i płakałem. To musiało matkę zirytować, bo nagle puściła moją dłoń, powiedziała coś w rodzaju: – To radź sobie, jak chcesz – i po prostu uciekła do najbliższej bramy. Zostałem sam, w listopadzie, w nocy, w środku miasta, pomiędzy jeżdżącymi dokoła tramwajami i taksówkami. Miałem dużo szczęścia w tym wszystkim. Po pierwsze dlatego, że to była wyjątkowo ciepła noc, a po drugie dlatego, że akurat jakieś starsze małżeństwo wracało z teatru. Zaniepokoił ich mały chłopiec błąkający się bez kurtki po śródmieściu, przystanęli, wezwali policję. Być może to uratowało mi życie. Policjanci zaprowadzili mnie na komisariat, dali do picia ciepłe mleko i zaczęli poszukiwania mojej wyrodnej matki. To dziwne, ale mimo że miałem niespełna 4 lata, smak tamtego mleka pamiętam do dziś. Może dlatego, że matka zwykle nie gotowała dla mnie takich przysmaków. Na co dzień musiałem zadowolić się znalezionym w domu chlebem albo resztkami kolacji, którą przygotowywała dla „wujków”. Ci dziwni goście zawsze byli dla mojej rodzicielki ważniejsi od syna. Tamtej nocy policjanci szybko namierzyli moją matkę. Była w jednym z lokalnych barów, kompletnie pijana i obojętna na rzeczywistość. W tej sytuacji nie było innego wyjścia Zostałem skierowany do policyjnej izby dziecka. Przez chwilę miałem nadzieję, że kiedy matka wytrzeźwieje, wróci po mnie. Ale nic takiego się nie stało. Mijały lata, a ja jedyne co dostawałem, to ckliwe listy od niej, w których pisała, że jestem jej ukochanym Krystiankiem, ale życie tak jej się ułożyło, że lepiej mi będzie u obcych ludzi. Tylko że tych obcych ludzi w moim życiu nie było. Nikt nie stworzył mi domu. Matka nie zrzekła się praw rodzicielskich, więc nie kwalifikowałem się do adopcji. Całą młodość spędziłem w domu dziecka. Kiedy trochę podrosłem, w ogóle przestałem odbierać listy od matki. Poprosiłem wychowawczynię, żeby nawet mi ich nie przekazywała. Miałem wrażenie, jakby serce zamieniło mi się w bryłę lodu. Kiedy ktoś pytał o rodzinę, robiłem zbolałą minę i mówiłem, że ojca nie znam, a mama niestety wpadła pod samochód. Ludzie współczuli mi ciężkich przeżyć, a mi łatwiej było żyć ze świadomością, że matka nie żyje, niż że tak po prostu cynicznie mnie porzuciła. Bardzo zależało mi, żeby jak najszybciej wyrwać się z domu dziecka. Ludzie, których znałem, robili to różną drogą. Niektórzy wiązali się z grupami przestępczymi, żeby w końcu do kogoś należeć, kiedy opuszczą mury domu dziecka. Mnie to nigdy nie interesowało. Dobrze się uczyłem, chciałem do czegoś dojść własnymi siłami. Skończyłem samochodówkę, otworzyłem niewielki warsztat. I poznałem Nadię. Spotkanie mojej obecnej żony było jak cud, jak przełom w moim pustym, pozbawionym miłości życiu. Nadia jest ciepłą, kochającą kobietą Bez przesady mogę powiedzieć, że jest moim aniołem. Wychowała się w normalnej rodzinie, jest przedszkolanką, kocha dzieci. Nie mogłem lepiej trafić. Pobraliśmy się, kiedy Nadia miała zaledwie 20 lat, ale nigdy nie żałowaliśmy tej decyzji. – Będę cię na rękach nosił, moja księżniczko – obiecałem przyszłej żonie. Dziś, po 10 latach, z dumą mogę powiedzieć, że obietnicy nigdy nie złamałem. Nie było łatwo, bo dzieci wychowane w domu dziecka nie mają wzorców i nie wiedzą, jak żyją zwykłe rodziny, ale dzięki pomocy żony i teściów udało mi się uniknąć wielu błędów, jakie popełnili moi koledzy. Podejrzewałem, że mogę być dziedzicznie obciążony alkoholizmem, więc na wszelki wypadek 3 lata temu całkowicie zrezygnowałem z picia. Nigdy nie chciałem, żeby Nadia albo nasi synowie przechodzili przez piekło, jakie stało się moim udziałem przez wiecznie pijaną matkę. Tylko żonie powiedziałem prawdę o tej kobiecie. – Okłamałem cię – wyszeptałem pewnego wieczoru. – Moja matka tak naprawdę wcale nie wpadła pod samochód. Ona mnie po prostu porzuciła. A później opowiedziałem jej całą, zlepioną ze strzępków wspomnień i policyjnych raportów, historię. Choć trudno mi było w to uwierzyć, powieki piekły mnie, jakbym za chwilę ja, dorosły, silny mężczyzna, miał wybuchnąć płaczem. Trauma bycia porzuconym nigdy nie przestała boleć. Nadia zauważyła, przez co przechodzę, bo otoczyła mnie ciepłym ramieniem. – To dobrze, że mi to powiedziałeś – wyszeptała. – Człowiek nie powinien nosić w sobie takich ponurych tajemnic. A myślałeś kiedyś, żeby ją odnaleźć, porozmawiać, zapytać, dlaczego tak zrobiła? Aż się wzdrygnąłem. – Ty chyba nie mówisz poważnie! – syknąłem. – Miałem jej jeszcze szukać?! Chyba tylko po to, żeby napluć jej w twarz! – Nie mów tak – Nadia łagodnie pogłaskała mnie po twarzy. – Przecież to twoja matka, a matkę ma się tylko jedną. – Oni nigdy nie była i nie będzie dla mnie matką – warknąłem. – Zresztą, z takim trybem życia to pewnie dawno leży gdzieś pod płotem… I niewiele mnie to obchodzi. A jednak nie leżała... I teraz miałem tego namacalny dowód. Nie spodziewałem się niczego złego, kiedy listonosz powiedział, że ma dla mnie polecony. Ostatnio miałem niewielką stłuczkę, spodziewałem się informacji od ubezpieczyciela. Ale nie tego, co zobaczyłem. „Sąd Rejonowy we Wrocławiu… zobowiązuje pana do objęcia opieką matki, pani Grażyny… w związku z ciężkim stanem powódki i powikłaniami po przebyciu zakażenia Covid–19…”. Litery tańczyły mi przed oczami w obłędnym korowodzie. A więc ona żyła. Żyła, najwyraźniej przeszła chorobę, była w dużym stopniu inwalidką, jak czytałem w piśmie… I pozwała mnie o alimenty! Jak wytłumaczono w oficjalnym piśmie, byłem jej jedynym synem. Tylko co z tego?! Ona nigdy nie była dla mnie matką! Poczułem się, jakby w środku gotowała się we mnie lawa. Nagle wróciły wszystkie wspomnienia. Nie byłem 30-letnim, odnoszącym sukcesy mężczyzną, dobrym mężem i ojcem. Byłem przerażonym 3-latkiem porzuconym w środku nocy na ulicy. – Niedoczekanie! Grosza ode mnie nie zobaczy! Niech znika – warknąłem, chowając list do kieszeni. Tego wieczora po raz pierwszy od wielu lat miałem ochotę naprawdę się napić. Nie zrobiłem tego tylko dlatego, że wiem, jak bardzo przestraszyłbym Nadię i chłopców – a przecież rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza. Zamiast tego usiadłem tylko z zaciętą miną przed telewizorem. Nadia od razu zorientowała się, że coś jest nie tak. – Kłopoty w pracy? – dopytywała. Nie zamierzałem jej nic mówić Ale zwinięty w kulkę nienawistny list palił mnie w kieszeni jak granat. Nie miałem tajemnic przed żoną. W nocy, gdy już układaliśmy się do snu, nie wytrzymałem. – Jak można być tak podłym?! – wybuchłem, rzucając na stół list. – Podła harpia! Zachciało jej się moich pieniędzy! – A może to nie o pieniądze wcale chodzi – szepnęła Nadia, przebiegając wzrokiem list. – Może ona po prostu zatęskniła za rodziną? Za swoim synem? – Za synem?! – parsknąłem. – Nie bądź śmieszna! Przecież ona nawet mnie nie zna! Wyrzuciła mnie jak wyrzuca się śmieci i przez tyle lat interesowałem ją nawet mniej niż te śmieci! Nadia tylko pokręciła głową i szepnęła coś o tym, że matkę ma się tylko jedną, ale znała mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie ma co naciskać. Przez kilka kolejnych dni starałem się nie myśleć o liście od matki. Zamiast tego zająłem się przygotowaniami do Świąt Bożego Narodzenia. W tym roku miały wyglądać zupełnie inaczej. Ze względu na związane z pandemią ograniczenia wiele rzeczy zostało odwołane. Nie było tradycyjnego jarmarku świątecznego, jasełek w przedszkolu. Mimo to zależało mi, żeby chłopcy zapamiętali ten czas jako wyjątkowy, jak co roku. Kiedy byłem w domu dziecka, Boże Narodzenie było najgorszym czasem w roku. Ci, co mieli gdzie pójść, przechwalali się, jak w ich domach wygląda wigilia, choć w duszy wszyscy domyślali się, że tak naprawdę cała rodzina pije przy stole i tyle ze świętowania. I tak w najgorszej sytuacji byli jednak ci, którzy na Boże Narodzenie zostawali w bidulu jak ja. Kiedy jeszcze żyła babcia, wychodziłem choć na te kilka dni pożyć normalnym życiem – powdychać zapach choinki i poczuć na sobie spracowane ręce starowinki. Kiedy babci zabrakło, święta były czasem pustki Dlatego tak chciałem zrekompensować to moim synom. Im grudzień kojarzył się tylko z zapachem pierniczków i śpiewaniem kolęd. Nadia bardzo dbała o zachowywanie wszystkich tradycji i dlatego w naszym domu zawsze zostawiało się na stole puste nakrycie dla niespodziewanego gościa. – A jeśli w tym roku ktoś przyjdzie? – szepnęła mi pewnego dnia żona. – Kto miałby przyjść? – Może strudzony życiem wędrowiec – uśmiechnęła się tajemniczo Nadia. – Ktoś, kto potrzebuje rodzinnego ciepła… W dzień Wigilii usiedliśmy wszyscy jak co roku, w odświętnych ubraniach, do stołu. Ja odczytałem fragment Pisma Świętego. Dzieci szturchały się, patrząc na spiętrzone pod choinką prezenty. Tylko Nadia dziwnie się zachowywała. Chodziła niespokojnie, z wymuszonym uśmiechem, podchodziła do okna. Już miałem zapytać, co się stało, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. – O, to chyba niespodziewany gość! – podskoczyła jak ukłuta igłą Nadia, a ja spojrzałem na nią zdziwiony. – Zamówiłaś świętego Mikołaja? – zacząłem, ale głos uwiązł mi w gardle, kiedy żona otworzyła drzwi. Nie poznałem stojącej za nimi kobiety. Ot, zasuszona starowinka, której życie najwyraźniej nie oszczędzało. Ale coś w głębi duszy sprawiło, że od razu wiedziałem, kto to jest. – Jak mogłaś? – wysyczałem w stronę żony, ale Nadia, o dziwo, nie wyglądała na zmieszaną. – Proszę, niech pani z nami usiądzie – powiedziała serdecznie. – Kochanie, ja nieubrana – kobieta najwyraźniej unikała mojego wzroku. – Ja nie wiem, czy powinnam… – Na pewno nie powinnaś – warknąłem, ale umilkłem natychmiast zmrożony karcącym wzrokiem żony. A później wszystko potoczyło się błyskawicznie W korytarzu, nie wiem skąd, wzięli się nasi synowie. Ciekawie zerkali na niespodziewanego gościa. – Kim pani jest? – Jest pani wróżką? Pytali jeden przez drugiego. – Nie, ta pani nie jest wróżką. To wasza babcia, Grażynka. Już nigdy nie będzie samotna. Starsi ludzie nie powinni być sami w jesieni życia – powiedziała poważnie Nadia. Nim zdążyłem wkurzony zaprotestować, starszy syn krzyknął: – Babcia?! Jak cudownie! Zawsze marzyłem, żeby mieć babcię jak inne dzieci! W ostatniej chwili ugryzłem się w język, żeby nie zawołać, że to nie jest żadna babcia. To pijaczka, która porzuciła waszego tatę, gdy był niewiele starszy od was! Ale na szczęście nic nie powiedziałem. Na szczęście, bo kiedy moja matka usiadła przy pustym nakryciu dla zbłąkanego wędrowca, poczułem się niespodziewanie tak, jakby dom spowiła magia. Nie wiem, na czym to polegało. Może na tym, że właśnie w tym momencie w moim sercu roztopił się kawałek lodu, który trzymałem tam przez lata, i teraz czułem, jak przemienia się we wszechogarniające ciepło? – Pamiętasz, co ci mówiłam? – szepnęła Nadia, ściskając mnie za rękę. – Nienawiść niszczy przede wszystkim tego, który nienawidzi. I widzisz teraz? A ja po raz kolejny w życiu pomyślałem, że mam najmądrzejszą żonę pod słońcem. I kolejny raz uwierzyłem w cud Bożego Narodzenia. Bo chyba się zdarzył. Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”
Tekst piosenki . Ile rąk i ile spojrzeń I melodii we śnie Nie wiem ja i ty też nie wiesz Nikt wiedzieć nie może Czy naprawdę jedną chwilę Czy przez wiele lat Zbudzisz się z otwartą dłonią Jakbyś zerwać chciał Ile rąk i ile spojrzeń I melodii trzeba we śnie Aby znaleźć, aby dotrzeć I powieki oprzeć prościej
1 września, na dziedzińcu zabytkowej Szarej Kamienicy w Krakowie wystąpi zespół PUSTKI. Koncert odbędzie się w ramach trasy prezentującej album „Wydawało się”, będący kompilacją i podsumowaniem wszystkich płyt nagranych przez Pustki na przestrzeni kilkunastu lat. PUSTKI są obecne na polskiej scenie muzycznej od 99 że to formacja popowo- alternatywna, to nic nie powiedzieć. Eksperymentują z różnymi brzmieniami, uciekając skutecznie przed jakimkolwiek zaszufladkowaniem. Ich albumy łączy dziś słodki wokal Basi Wrońskiej, gitara Radka Łukasiewicza, perkusja Grzegorz Śluza, bezpretensjonalna aranżacja i błyskotliwe teksty. Ostatni album Safari kipi od egzotycznych wstawek, które znakomicie współgrają z szorstką, energetyczną estetyką „retro” popu i melodyjnością fraz wokalnych. Zespół założony został w sierpniu 1999. O jego brzmieniu decydują dziś charakterystyczne wokale Basi Wrońskiej, gitara jednego z założycieli zespołu – Radka Łukasiewicza i intensywna perkusja Grzegorza Śluza. Debiutował w 2001 roku płytą „Studio Pustki” – promująca ją piosenka “Patyczak” szybko zyskała status alternatywnego przeboju. W wydanym w 2009 roku albumie “8 Ohm” do rockowego instrumentarium dołączył saksofon, skrzypce, fisharmonia i wibrafon. Tutaj także po raz pierwszy pojawiła się grająca na skrzypcach i instrumentach klawiszowych wokalistka Barbara Wrońska. W 2006 ukazała się trzecia płyta Pustek “Do Mi No”. Przyczyniła się ona do popularności grupy dzięki przebojowym piosenkom takim jak “Telefon do przyjaciela”, “Tchu mi brak”, czy “Słabość chwilowa”. Oprócz nagrywania regularnych albumów zespół tworzył muzykę do filmów “Doskonałe popołudnie” (reż. Przemysław Wojcieszek), “Marco P. i złodzieje rowerów” (reż. Bodo Kox) oraz do radzieckiego, niemego, przedwojennego filmu “Aelita. Pustki odpowiadają także za oprawę muzyczną spektakli teatralnych Przemysława Wojcieszka “Cokolwiek się zdarzy, kocham cię”, “Osobisty Jezus” i “Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku”. W 2008 ukazała się czwarta płyta grupy zatytułowana “Koniec kryzysu”, promowana singlem “Parzydełko”. Okazała się kolejnym przełomem w karierze zespołu, zdobywając jeszcze większą popularność niż jej poprzedniczka “Do Mi No”. Zespół zebrał znakomite recenzje, został nominowany do wielu prestiżowych nagród, takich jak Paszport Polityki czy Fryderyk. Radiowa Trójka oraz popkulturowe pismo “Pulp” uznały Pustki za zespół roku, a “Koniec kryzysu” za album roku 2008. W 2009 na rynku pojawił się album zatytułowany “Kalambury” – 12 piosenek z tekstami poetyckimi Danuty Wawiłow, Bolesława Leśmiana, Stanisława Wyspiańskiego, Tadeusza Gajcego czy Władysława Broniewskiego. W 2014 roku, po długiej nieobecności zespół powrócił albumem „Safari”, o którym Robert Sankowski (GW) pisał: „ich nowe piosenki to ucieczka do przodu. Wist, który wystrzeliwuje zespół na nowy poziom. Trzy pierwsze numery – “Się wydawało”, “Wyjeżdżam” i “Tyle z życia” – to kapitalne przykłady alternatywnego popu. Jest w nich melodia, która czasem kojarzy się z bigbitem, czasem z latami 80., ale jest też coś z estetyki, którą teraz uprawia Vampire Weekend czy Arcade Fire. Później Pustki dają dowód, że bez elektroniki też da się stworzyć taneczny synthpopowy klimat albo odwrotnie – sięgając po elektronikę, zanurzyć się w niesamowitym, organicznym klimacie. Więcej – sięgają po korzenny blues i wokalne call and response (“Nie tu”) albo akustyczny folk (“Miłość i papierosy”)”, konkludując: „Mało jest na polskiej scenie niezależnej zespołów, które z takim upodobaniem zmieniałyby oblicze. I które cały czas miałyby do zaoferowania coś równie ciekawego” Skład zespołu: Radek Łukasiewicz – gitary, śpiew Grzegorz Śluz – perkusja Barbara Wrońska – śpiew, instr. klawiszowe Szymon Tarkowski – bas Więcej informacji: Koncert w Krakowie 1 września (wtorek) , godz. dziedziniec Szarej Kamienicy (Kraków, Rynek Główny 6) Wstęp – 40 zł Organizator Fundacja Grey House Szara Kamienica Rynek Główny 6 31-042 Kraków tel.: +48 12 4321810
Dragi RPW scenariusz z zycia - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. TYLE Z ŻYCIA - Pustki "Tyle z życia
Sklep Prasa Serie wydawnicze Muzyka Data premiery: 2015-06-15 Data nagrania: 2015 Produkt niedostępny Dodaj do listy Dodaj ten produkt do jednej z utworzonych przez Ciebie list i zachowaj go na później. Opis Opis Studyjna płyta Pustek pt. „Safari”. Przy nagraniach współpracowali z trzema producentami, co zaowocowało oryginalną mieszanką sami mówią: „nowa płyta to zawsze wyzwanie, szczególnie dla takiego zespołu jak my, który nie lubi się powtarzać. Jak zwykle chcieliśmy, żeby album był inny niż wszystkie poprzednie. Tyle rzeczy wydarzyło się w międzyczasie, tyle koncertów zagraliśmy, tyle zmieniło się w życiu każdego z nas, rodziny, macierzyństwo, więc zmiany nastąpiły naturalnie. Postanowiliśmy mocniej niż kiedykolwiek postawić na piosenki, siłę melodii i tekstu. Chcieliśmy też grać w inny sposób, inaczej podejść do instrumentów i więcej pracy włożyć w produkcję płyty. Nie mogliśmy zdecydować się na producenta, więc album miksowaliśmy z trzema różnymi osobami.”Album współprodukowali: Eddie Stevens (Moloko, Roisin Murphy, Zero 7), Adam Toczko (Kult, Pogodno) oraz Bartek Dziedzic ( Brodka).Tracklista:Side A1. Sie wydawało2. Wyjeżdżam!3. Tyle z życia4. Rudy Łysek5. PokójSide B1. Nie tu2. Po omacku3. Wampir4. Miłość i papierosy5. Lepiej osobno Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Safari (Vinyl) Wykonawca: Pustki Data premiery: 2015-06-15 Data nagrania: 2015 Liczba nośników: 1 Wymiary: 125 x 10 x 140 Indeks: 17455503 Recenzje Recenzje Empik Music Empik Music Inne tego wykonawcy Najczęściej kupowane Inne tego dystrybutora
Słowem: z jednej strony wielkość chrześcijańskiego powołania, z drugiej strony -- nuda i proza życia. Codzienność duchowości chrześcijańskiej zatem to stałe -- codzienne właśnie -- zmaganie się dobra ze złem, świętości z grzechem; to rzeczywistość wyznaczana przez grzech powszedni, ale i przez powszednią łaskę.

Sklep Muzyka Alternatywna Polska Data premiery: 2014-03-07 Rok nagrania: 2014 Rodzaj opakowania: Jewel Case Producent: Agora Oferta : 38,99 zł 38,99 zł Produkt u dostawcy Wysyłamy w 72 godziny Oferta dvdmax : 40,24 zł Wszystkie oferty Najczęściej kupowane razem "Posłuchaj" "Posłuchaj" Płyta 1 1. Sie wydawało 2. Wyjeżdżam! 3. Tyle z życia 4. Rudy Łysek 5. Pokój 6. Nie tu 7. Po omacku 8. Wampir 9. Miłość i papierosy 10. Lepiej osobno Opis Opis Zespół zapowiada duże zmiany w warstwie muzycznej. Przy nagraniach współpracowali z trzema producentami, co zaowocowało oryginalna mieszanką brzmień. Jak sami mówią: „nowa płyta to zawsze wyzwanie, szczególnie dla takiego zespołu jak my, który nie lubi się powtarzać. Jak zwykle chcieliśmy, żeby album był inny niż wszystkie poprzednie. Tyle rzeczy wydarzyło się w międzyczasie, tyle koncertów zagraliśmy, tyle zmieniło się w życiu każdego z nas, rodziny, macierzyństwo, więc zmiany nastąpiły naturalnie. Postanowiliśmy mocniej niż kiedykolwiek postawić na piosenki, siłę melodii i tekstu. Chcieliśmy też grać w inny sposób, inaczej podejść do instrumentów i więcej pracy włożyć w produkcję płyty. Nie mogliśmy zdecydować się na producenta, więc album miksowaliśmy z trzema różnymi osobami.” Album współprodukowali: Eddie Stevens (Moloko, Roisin Murphy, Zero 7), Adam Toczko (Kult, Pogodno) oraz Bartek Dziedzic ( Brodka). Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Safari Wykonawca: Pustki Dystrybutor: Agora Data premiery: 2014-03-07 Rok nagrania: 2014 Producent: Agora Nośnik: CD Liczba nośników: 1 Rodzaj opakowania: Jewel Case Wymiary w opakowaniu [mm]: 125 x 9 x 140 Indeks: 21131288 Recenzje Recenzje Dostawa i płatność Dostawa i płatność Prezentowane dane dotyczą zamówień dostarczanych i sprzedawanych przez empik. Wszystkie oferty Wszystkie oferty Empik Music Empik Music Inne tego wykonawcy Najczęściej kupowane Inne tego dystrybutora

Listen to Tyle z Życia on Spotify. Pustki · Song · 2014. Pustki · Song · 2014. Listen to Tyle z Życia on Spotify. Pustki · Song · 2014. Sign up Log in
2 127 058 tekstów, 19 875 poszukiwanych i 287 oczekujących Największy serwis z tekstami piosenek w Polsce. Każdy może znaleźć u nas teksty piosenek, teledyski oraz tłumaczenia swoich ulubionych utworów. Zachęcamy wszystkich użytkowników do dodawania nowych tekstów, tłumaczeń i teledysków! Reklama | Kontakt | FAQ Polityka prywatności
lgFaM.
  • b9zk8fcjt0.pages.dev/5
  • b9zk8fcjt0.pages.dev/62
  • b9zk8fcjt0.pages.dev/72
  • b9zk8fcjt0.pages.dev/22
  • b9zk8fcjt0.pages.dev/31
  • b9zk8fcjt0.pages.dev/20
  • b9zk8fcjt0.pages.dev/12
  • b9zk8fcjt0.pages.dev/10
  • pustki tyle z życia tekst